Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 2.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

uświadomiłam sobie w pełni swoją niemoc.
Nie, brak mi sił i odwagi, aby się stąd wyrwać. Ale jeżeli pozostanę w domu, przepadnę. Tak czuje się chyba ptak, który był zamknięty w klatce, uwolnił się na parę pięknych dni letnich i znowu został uwięziony. Coś załamało się we mnie. Mam potrzebę ponownej ucieczki, ale tylko trzepocę skrzydłami, a nie mogę wznieść się do nowego lotu.

13 października.

Nakoniec zdarzyło się to, czego spodziewałam się i obawiałam zarazem jak Fatum: spotkałam go.
Szłam przez ulice, zmierzając do babki. On szedł z jakimś panem naprzeciw mnie. Widzieliśmy się już zdaleka. Potem wcisnęli się między nas przechodnie, tak, że straciliśmy się z oczu; później spojrzenia nasze spotkały się znowu. Pierwszą moją myślą było — zawrócić. Ale zmusiłam się, aby iść naprzód. Czułam, że dzieje się coś, co dąży ku rozstrzygnięciu. Tedy spokojnie i z mocą — uczyniwszy nad sobą największy wysiłek — skierowałam wzrok na niego. Podeszliśmy ku sobie blisko; dzieliło nas ledwo parę kroków. Widziałam nerwowe drganie jego powiek — nie odwróciłam się — a gdy mijaliśmy się, on