Strona:Pedro Calderon de la Barca - Kochankowie nieba.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A kiedy przed nim się stawię,
Jak publicznie mię przyjmował,
Jaki mi hołd uczyniony!
W zapłatę trudów i męstwa,
Za zasługi, za zwycięstwa,
Pióro dzierżę i miecz nagi,
Najwyższej znaki powagi.
I na cóż ta moja chwała?
I na cóż ta świetność cała,
Ten przepych prawie bez granic?
By syn mój, dziedzic jedyny,
Wszystko to miał sobie za nic!

KRISANTO.

Panie, twoje posądzenie
Wielkim mię przejmuje smutkiem.
To moje odosobnienie
Nie jest niewdzięczności skutkiem.
Ja z natury pragnę ciszy,
A wstręt mam ku wszelkiej wrzawie,
Samotny, bez towarzyszy,
Nie nudzę się, owszem, bawię.
Pocóż każesz mi uganiać
Za tem co jak najmniej cenię?
Przestań, panie, mnie nakłaniać
Do tego co mi niemiłem;
Smutek mój przeminie z czasem,
A gdy minie, to z hałasem