Strona:Paulina Krakowowa - Niespodzianka.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No, proszę! te chłopy! chciałoby się temu przysmaczków.
Bo Karol nieraz słyszał, jak z pogardą służący mówili o wieśniakach, a nie zastanowił się nigdy, że oni choć biedni, ale warci są poważania, bo nietylko dla siebie, ale dla nas na chleb pracują. Nie pomyślał, że gdyby chłopek nie zaorał ziemi, nie zasiał ziarna, nie zebrał zboża z pola i nie wymłócił go w stodole, toby nie było mączki na chleb, bułki i ciasteczka.
Minęło kilka miesięcy, już się jesień zbliżała, u dziedzica miało być wiele gości na polowaniu, Karolek też wyprosił sobie u ojca, że mu