Strona:Paul de Kock - Dom biały tom II.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
114

będzie na drugi raz nauka, żebyśmy bredniom nie wierzyli.
— «Dziś moje dzieci, najecie się po uszy, obiecuję wam to, i wasz ojciec pozna com ja za jeden! Ale zróbcie mi jeszcze rzecz jedną. Biegajcie na przód — wszakżeście się nie pomęczyli! Przybędziecie do zamku, wprzódy od nas, zapytacie się o Franciszka mego lokaja... i powiecie mu że przybywam. No!... ruszajcie i zostawcie mi waszego osła... ja siądę na niego, to trochę odpocznę. Nie jestto wprawdzie bardzo ślachetne stworzenie, ale kiedy kto chodzi ciągiem przez dwadzieścia cztery godzin, to potem, musi wziąć co dopadnie — Ruszajcie!»
Chłopcy patrzą po sobie i nie ruszają się z miejsca.
— «Czyście nie słyszeli?» powtarza Robino.
— «Słyszeliśmy... ale; — my panu tak