Strona:Paul de Kock - Dom biały tom I.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
50

fosforycznego krzesiwa, bośmy nie uzbiérały dostatecznej summy na kupienie go, nie umiejąc grosza oszczędzić. Postanowiłyśmy jednak sobie mieć koniecznie światło, a co do mnie, byłam gotowa zdjąć z ulicy rewerber, byle tylko dokończyć rozdziału. W tejto właśnie krytycznej chwili dały się słyszeć dźwięki twojej potłuczonej gitary i twój głosek miluchny... O! mój drogi! ani sobie wyobrażasz, jakie to na nas uczyniło wrażenie. Tyś nam był Orfeuszem, półbogiem!... Jeszcze się spać nie położył! wykrzyknęłyśmy wszystkie, i w moment wyskakuję z łóżka, kładnę spodnicę, ochronę niewinności; bo nie można tak daleko posuwać chęci czytania, żeby się nago przechadzać — i biegę do drzwi twoich... Ale zaledwiem dała dwa kroki, czuję, że mię któś chwyta za rękę, a Jejmość, ona to bowiem czatowała u drzwi,