Strona:Paul de Kock - Dom biały tom I.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
51

woła: — «A to to tak Waćpanny śpicie! radabym wiedzieć, która to z was mimo zakazu mego, waży się wychodzić z pokoju, pewno dla zapalenia świécy.» Ja milczę; Jejmość woła Julii, żeby przyszła ze świécą, ja się wyrywam, a gdy jejmość ode drzwi mi zastępuje, żebym wracać nie mogła, biegnę do jej mieszkania, gaszę świécę, i rzucam krzesiwo za okno... Tym sposobem jejmość się dowiedzieć nie mogła, kto wychodził, i że my większą część nocy szukałyśmy omackiem jedna drugiej... Jużem cię ufryzywała, mój drogi. — «Dzięki Bogu!.. przypominam sobie wczorajszy hałas... Trzeba poczekać aż ostygną... Ta Franusia... to czysty djabeł!... Ale to nic nie szkodzi, kocham cię dla tego szczérze, i gdybym nawet stał się tak bogatym jak Alfred... otożbyto było!... Zobaczylibyśmy... naprzód majątek nicby mię nie odmienił; tak to śmie-