Strona:Pan Sędzic, 1839.pdf/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 61 —

na kawę!» i wszyscy zgromadzili się około okrągłego stolika, postawionego pod cieniem rozłożystéj jabłoni.
Rozmowa wpadła naturalnie na zdarzenie pani marszałkowéj. Oryginalny Żmudzin, tak zdefiniował na ostatku: «Śmieszne zaiste składamy społeczeństwo, my Litwini i Żmudzini, podzieleni na kasty; magnat gardzi i brzydzi się szlachcicem siódméj klasy, czyli szlachcicem wotującym, i jeżeli z nim się styka kiedy nie kiedy to dla interesu. Szlachcic wotujący lubo nienawidzi magnata, czołga się jednak nikczemnie przed nim dla interesu, a gardzi i wstydzi się szlachcica okolicznego, pojedynkowego; ten mu też odpłaca wzajemnością. Chłop przeklina sprawiedliwie tych wszystkich, i ten jeden ma największą racyą. Żadnego węzła narodowego braterskiego między nami, chociaż wszyscy jesteśmy z jednego szczepu; a z tego wszystkiego, któż korzysta? oto Moskal, wspólny nieprzyjaciel...»
Kto kochał, (a gdzież jest taki coby niekochał?) wie bez mego opowiadania, jak dwaj rozkochani spoglądali na siebie, jak spuszczali oczy, jak rumienili się. Na pożegnaniu, Wincenta, na ściśnienie ręki, odpowiedziała Sędzicowi podobném ściśnieniem.
«O! już po mnie, rzekł Sędzic gdy byli na bryczce, kocham się do szaleństwa.»
«A ona, czy cię kocha? pytał jego przyjaciel;