Przejdź do zawartości

Strona:Pamiętniki o Joannie d’Arc.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czuliśmy, że straszne widmo wojny zbliża się do nas z dniem każdym.
W kilka lat po traktacie w Troye, niebezpieczeństwo wzmogło się znacznie i zdawało się, fizycznym ciężarem przygniatać serca nasze.
Pewnego dnia, skończyliśmy właśnie zażartą walkę z nienawistnymi nam Burgundzkimi chłopakami z Maxey, gdy ozwały się dzwony na trwogę. Pobiegliśmy na plac, który był już natłoczony wzburzoną ludnością, tam i owdzie, rzucały krwawe światło, palące się pochodnie.
Na stopniach wiodących do kościoła, stal Burgundzki ksiądz, głosił ludowi nowiny, doprowadzające go do płaczu, wściekłości i przekleństw straszliwych.
Król nasz stary umarł, więc teraz my i kraj cały jesteśmy własnością angielskiego dzieciaka, leżącego w kołysce w Londynie Ksiądz ów, domagał się, byśmy dla tego nowego pana, byli wiernymi i kochającymi poddanymi; mówił, że wkrótce nastanie spokój, bo armia angielska weźmie pod swe władanie, resztkę ziemi francuskiej i z widowni świata zginie, — ten poszarpany na strzępki sztandar francuski.
Lud rzucał przekleństwa i wygrażał pięściami, ale ksiądz patrzał na twarze gnie-