Strona:Pamiętniki o Joannie d’Arc.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sce trzymając warjata za ręką, w drugiej ręce niosła siekierę.
Powoli wyleźliśmy wszyscy z zarośli i z otwartemi ustami patrzyliśmy na Joasię, aż póki nam z oczu nie znikła. Wówczas nazwaliśmy ją Dzielną. Zapomnieliśmy o czarnej chorągwi i pędem polecieliśmy do wsi, by ostrzedz ludzi i ocalić Joasię od grożącego jej niebezpieczeństwa; ale pośpiech nasz był zbyteczny, warjat był już pod kluczem, a zebrani na placu ludzie, rozprawiali i dziwowali się.
Kobiety płacząc całowały Joasię, mężczyźni gładzili ją po główce, mówiąc, że szkoda, że nie jest mężczyzną. Joasia wymknęła im się i ukryła zawstydzona.
Pytano naturalnie nas o szczegóły. Tak się wstydziłem iż co prędzej uciekłem z powrotem do lasu. Tam znalazłem Joasię, chroniącą się od ciągłych pochwał. Powoli, całe nasze towarzystwo zeszło się w lesie, otoczyliśmy Joasię, pytając, jak się odważyła na czyn podobny.
Ona ze zwykłą skromnością odpowiedziała.
— Dlaczego robicie tak wielką historję, z tak prostej rzeczy. Przecież ja tego nieszczęśliwego znam dobrze. Nieraz noszę mu do klatki jedzenie, on po przez żelazną kratę wyciąga do mnie rękę, a gdy w grudniu ucię-