Strona:Pamiętniki o Joannie d’Arc.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szające; żyliśmy więc w okropnem podnieceniu. Pewnej środy, pamiętam to doskonale, zrobiliśmy koło, i skacząc, śpiewaliśmy piosnki na cześć drzewa-olbrzyma. Nagle mała Mengetta zawołała:
— Patrzcie! Co to jest?
Wszystkie oczy zwróciły się w stronę wioski.
— Czarna chorągiew!
— Czarna chorągiew? doprawdy?
— Czyż nie widzicie?
— Ach tak, tak, czy widział kto kiedy taką?
— Co ona oznacza?
— Naturalnie, że coś strasznego.
— Rozumie się, ale co?
— Poczekajcie, ten, co ją niesie biegnie tu. Ale kto on jest? — Zgadywano rozmaicie, aż w końcu rozpoznano Stefana Roże, zwanego słonecznikiem, gdyż miał żółte włosy i okrągłą, piegowatą twarz. Przodkowie jego przybyli z Niemiec. Biegł, wywijając czarną chorągwią, a my z bijącem sercem, oczekiwaliśmy wiadomości. Nareszcie przybiegł i wbił drzewce w ziemię.
— Tchu złapać nie mogę — rzekł. — Oto los Francyi, innej chorągwi nie potrzebuje już!
Staliśmy jak skamienieli, słychać było tylko ciężki oddech chłopaka. Przyszedł nareszcie do siebie.