Strona:Pamiętniki o Joannie d’Arc.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jest głodny i gdyby nawet chciał, nie mógłby nikomu krzywdy wyrządzić! Pozwól!
— Nigdy dotąd nie słyszałem, podobnie głupiej mowy!
Mer Aubrey powstał i powiedział długą i zawiłą mową, która jednak tem się skończyła, że, czy brzuch, czy głowa zawiniła, powinno się wspierać nieszczęśliwych i nie dawać im z głodu umierać.
Mowa ta wywołała nadzwyczajne wrażenie. Wszyscy wynosili go pod niebiosy, ściskali za ręce, a on stał dumny i zadowolony. Stary Jakób zmiękł zupełnie i zawołał na córkę.
— Joasiu! możesz mu dać swą porcję.
Zakłopotana milczała, dawno już bowiem biedak wypróżnił jej miseczkę.
Włóczęga, okazał się bardzo dobrym człowiekiem, tylko nieszczęśliwym, a takich nie brakło wówczas we Francyi. Gdy się posilił język mu się rozwiązał, zaczął opowiadać swe dzieje, lata spędzone na wojnie — słuchaliśmy a serca nasze biły jak młotem. Skończył, opowiadać, nastała wielka cisza, wówczas nieznajomy pogładził główkę Joasi i rzekł:
-Dziecko, niech Bóg opiekuje się tobą! — uratowałaś mi życie, teraz słuchaj, to dla ciebie.