Strona:Pamiętniki o Joannie d’Arc.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

usiadła w osobnym kąciku, otoczona swemi ulubieńcami. Zbiegały się cło niej zawsze wszystkie koty i psy z sąsiedztwa, z którymi się dzieliła swoją porcją. Nawet mieszkańcy lasu uważali ją za swą przyjaciółkę, gdyż nosiła im zawsze coś do jedzenia. Każde zwierzę było jej drogie, nie zamykała ich w klatce, nie więziła, zostawiała im zupełną swobodę, łaziły za nią jak za swą panią. Stary Jakób nieraz gniewał się na te ptaki i zwierzęta, klął niemiłosiernie, ale żona jego uważała że to widocznie zrządzenie Bozkie, więc sprzeciwiać się wtem nie pozwalała. Siedziała więc dziewczynka w otoczeniu królików, ptaków, wiewiórek, kotów i po kolei dzieliła się z nimi swą kolacją. Malutka wiewiórka, siedziała na jej ramieniu i zabawne wyrabiała minki, gryząc ostremi ząbkami orzech.
Nagle ktoś do drzwi zastukał. Był to jakiś włóczęga, których pełno było w okolicy, cały ośnieżony, wszedł do izby i zaczął śnieg z siebie strząsać, poczem rzucił chciwe spojrzenie na jadło, mówiąc, że jednak Bóg opiekuje się nieszczęśliwymi i wskazuje im drogę do bogaczy, którzy mają i dach nad głową i obfite jadło.
Milczeliśmy. Biedak zakłopotany, powiódł wzrokiem po wszystkich obecnych, widząc obojętne tylko twarze, przestał się uśmiechać,