Strona:Pamiętniki o Joannie d’Arc.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

drżał na samą myśl, ale sprawiedliwy, przyjmował to ostrzeżenie jako łaskę Boga. Ja również widziałem we śnie to drzewo, więc stary, wiekiem złamany, czekam spokojnie końca.

ROZDZIAŁ IV.

Mówiąc o przeszłości, chciałbym wam opowiedzieć wiele, wiele rzeczy, ale lepiej zostawię to, a opiszę wam skromne, jednostajne życie, jakie wiedliśmy w naszej wiosce. Latem, my dzieci, spędzaliśmy dnie całe na łąkach, w lesie, pilnowaliśmy stad naszych, radości było wówczas niemało; zima zaś przynosiła nam inne, spokojniejsze rozrywki. Często zbieraliśmy się w chacie starego Jakóba d’Arc, wielki ogień płonął na kominie, śpiewaliśmy, graliśmy w gry, lub późno w noc słuchaliśmy opowiadań starych wieśniaków
Pewnej zimowej nocy, zebraliśmy się razem, zima była wyjątkowo ostra i pamięć o niej na długo pozostała.
Straszny wicher wył na dworze; ale mnie sprawiało to przyjemność, gdyż siedząc w miejscu zacisznem i ciepłem, odgłos burzy jest jakby muzyką: a nam ciepło i wesoło było przy wielkim ogniu, śpiewaliśmy i gawędzili do dziesiątej, to jest do wieczerzy, na którą dano doskonałą fasolę i chleb z masłem. Mała Joasia