Strona:Pamiętniki o Joannie d’Arc.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stronie Anglików i obdarła nas ze wszystkiego. Gdy mój ojciec dobił się do Neufchâtelu, był zupełnie biednym. Ale było tu względnie spokojnie, a tam, skąd przybyliśmy, morderstw były na porządku dziennym i nikt życia pewnym być nie mógł. W Paryżu, tłum wrzeszczący, włóczył się po ulicach, rabując i paląc. Poranne słonko, oświecało dymiące zgliszcza i nagie trupy, leżące tu i owdzie, obdarte z szat przez złodziei, którzy gromadnie wlekli się po za bandą burzycieli. Nikt nie miał odwagi zabrać się do pogrzebania trupów; gnił na ulicach, sprowadzając zarazę.
Ludzie marli jak muchy, pogrzeby odbywały się w nocy, gdyż widok wielkiej ilości zmarłych, mógłby ludzi do rozpaczy doprowadzić. W końcu przyszła jeszcze straszna zima, jakiej nie pamiętano. Głód, zaraza, rozboje, zimno, śnieg — wszystko to spadło na Paryż. Kupami całemi leżały trupy na ulicach, stada wilków przychodziły je pożerać.
A! nizko upadła wówczas Francja! Miecz angielski tak długo wisiał nad nią, armja tak była przerażoną ciągiem niepowodzeniem, iż rozpraszała się natychmiast, gdy tylko ujrzała wojsko angielskie.
Miałem zaledwie pięć lat, gdy stoczono straszną dla Francji bitwę pod Agincourt, chociaż