Strona:Pamiętnik Adama w raju.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zaprawdę powiadam wam: nic tak nie rozjaśnia rozumu kobiecego, jak wielka, prawdziwa miłość — odgadła Magdalena, że Mistrz pragnie innego napoju. I podczas, gdy biegła do Jerozolimy, przypomniała sobie, że jeden z tetrarchów Heroda częstował ją prastarem winem falerneńskiem, palącem jak ogień a słodkiem jako miody, zdolnem zda się zmarłego ożywić. Uprosiła swego dawnego wielbiciela, i wróciła uradowana do podnóża Golgoty, ukrywając w płaszczu kosztowną amforę, którą też zbliżyła do ust Mistrza. Lekki ruch i słaby jęk, w którym zawarło się smutne „pragnę“ — powiedziały Magdalenie, że i tym razem nie znalazła środka na zmniejszenie męki Mistrza.
W rozpaczy i bólu Magdalena przypomniała sobie, że pewien patrycjusz rzymski, który popełnił dla niej, cudnej mieszkanki Jerozolimy, tysiąc szaleństw, opowiadał jej raz o ucztach Olympu, o tajnych właściwościach boskiego nektaru, wlewającego szczęście, życie, i moc w zmęczone weny. I jakgdyby pod nakazem jakiejś złej siły, kuszącej Mistrza do ostatniego tchnienia, aby stwierdzić niezbicie jego boskość — poczuła się Magdalena przeniesiona nagle na skrzydłach wiatru na cudną górę, gdzie rosły maliny, laury, drzewa pomarańczowe, naprzemian z krzewami myrtów i róż. Zstępując po schodach wspaniałej świątyni z białego marmuru, wyszedł ku Magdalenie z uśmiechem młodzieniec niezwykłej urody, o płomiennych oczach,

70