Strona:Pamiętnik Adama w raju.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kie, serce zdolne wnet odezwać się na wszystko, co jasne i dobre?
Razu pewnego, podczas przechadzki, pomyślałem:
— Dlaczego u nas nigdy nie zdarzy się pożar, dlaczego nie napadną na nas bandyci? Niechby ujrzała, jak, uratowawszy ją, sam z uśmiechem miłości na ustach, spalę się na popiół, albo z przerżniętem gardłem leżeć będę u jej stóp, szepcząc najdroższe imię!..
Ale wnet druga myśl — myśl zdrowa i praktyczna — natarła na swą płochą, nieroztropną towarzyszkę — powaliła tamtą w proch, a pokonawszy, rozpłynęła się po znużonym nadmierną pracą mózgu:
— Tyś głupiec i egoista, — rzekła mi myśl zwycięska. — Komu potrzebne jest twe przerżnięte gardło lub ogniste języki? Ty umrzesz, lecz to nie wszystko... Zostanie po tobie biedna bezbronna wdowa, w wiecznej potrzebie, obarczona tysiącem drobiazgowych trosk...
— Eureka! — zawołałem na głos, sam do siebie. — Dziś jeszcze ubezpieczę swe życie dla jej dobra!
I tego samego dnia wszystko zostało zrobione. Towarzystwo Asekuracyjne wydało mi policę, którą — z radością i zapałem w twarzy, — ofiarowałem żonie...


∗             ∗

55