Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/307

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zowie się Waplew, stoi nad Czarnowodą, na skale tak wysokiej, że z niziny jest podobniejszym do orlego gniazda, niż do potężnego gmachu. Dobrze zrobił książe Zbigniew, że zabił tego Ottona de Strontheim, i zamek na nim zdobył, bo, na Boga, wszystkie panów polskich wojska nie potrafią go stąd wyrugować. Powiem ci szczerze, że mnie się nudzi, niema ani wojny, ani kłótni, ani pojedynków, a trudno księcia opuścić, taki smutny, taki nieszczęśliwy, już nawet z Mestwinem nie rozmawia; ale dlaczegóż takeś się wzdrygnął? a toż i Mestwin dziś na łowy wyjechał, ja w inną stronę się udałem, bo nie lubię tego Niemca.
— A kiedy wróci? — przerwał Henryk.
— Niezawodnie jutro, lecz muszę psy przywołać.
Po tych słowach, przyłożył trąbkę do ust i wydał głos chrapliwy, który w jednej chwili wzniósł się w górę a potem spadając, rozległ się wokoło. Natychmiast odpowiedziały dalekie naszczekiwania, a choć wiatr przeszkadzał, co chwila głośniejszemi się stawały, nareszcie z różnych stron przybiegły ogromne brytany i sześć ich otoczyło pana, wyszczerzając ostre na Henryka zęby.
— Cicho, cicho Obal, precz Warda stąd, cicho — zawołał Krystyn, i natychmiast posłuszne psy legły u stóp myśliwca.
— Teraz gościu, wskażę ci najkrótszą drogę do zamku, bylebyś szedł stępo i nie odbiegł mnie jak duch na czarnym koniu.
— Idźmy, idźmy więc — zawołał Henryk.
Ale droga wcale się nie zgadzała z niecierpliwością rycerza, bo coraz bardziej trudniejszą się stając, prowadziła naszych wędrowców to w głębokie jary, to na strome wzgórza, z których wierzchołka mogli jeszcze dostrzedz kilka chmur oblanych promieńmi zapadłego słońca. Lasy, któremi przechodzili, błota, w których grzęźli, zdawały się być dobrze zna-