Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ciągnąć losy... Może otrzymawszy swoją część, Kozioł pomyśli o ożenieniu się z krewniaczką.
— Niech tak będzie! — odparł ksiądz. — W każdym razie liczę na wasz rozsądek, ojcze Fouan...
Odgłos dzwonów kościelnych rozległ się w powietrzu.
Dalszy ciąg rozmowy zamarł księdzu na ustach, spytał z przerażeniem:
— Wszak to drugi dzwonek, nieprawdaż?
— Nie, proszę księdza proboszcza, to już trzeci raz dzwonią.
— Ach! przeklęty Bécu! to bydlę dzwoni zawsze, nie czekając na mnie!
I klnąc, ruszył dalej w drogę. Tchu mu brakło, piersi jego podnosiły się, jak miech kowalski.
Dzwony biły wciąż; kruki zaniepokojone tym hałasem latały, krakając naokoło dzwonnicy zbudowanej w stylu piętnastego wieku i świadczące tem samem o starożytności wioski Rognes. Przed rozwartemi na oścież drzwiami kościoła czekała gromadka wieśniaków; karczmarz Lengaigne, człowiek wolnomyślnych pojęć, siedział na kamieniu, paląc fajkę; nieco dalej, koło muru cmentarnego, Hourdequin — właściciel Borderie a zarazem mer wioski — wysoki i przystojny mężczyzna, rozmawiał ze swym pomocnikiem, sklepikarzem Macqueron. Gdy ksiądz nadszedł, wszyscy udali się za nim do kościoła, prócz Len-