Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ach! Koźle, Koźle! jakiż z ciebie niedołęga!
I oto wszystko. Małżeństwo było postanowionem nieodwołalnie.
Jan, który dotąd siedział zakłopotany, rozweselił się, jak gdyby kamień spadł ma z piersi. Zaczął wreszcie mówić, powiedział całą prawdę.
— Dobrześ zrobił, żeś wrócił do dziewczyny, ohciąłem zająć twoje miejsce.
— Wiem, mówiono mi o tem... Oh! byłem spokojny, bylibyście mnie uprzedzili przecież!
— Z pewnością... Z tem wszystkiem lepiej, że ty się z nią ożenisz, przez wzgląd na dziecko. Zawsześmy to samo mówili, nieprawdaż, Lizo?
— Tak, święta prawda.
Rozrzewnienie malowało się na ich twarzach; całowali się serdecznie.
Jan był bardzo zadowolony, bez cienia zazdrości, cieszył się z tego małżeństwa i kazał podać piwa, gdy Kozioł wyraził ochotę napicia się jeszcze czegokolwiek. Rozparli się łokciami na stole, rozmawiali o deszczach, które wyrządziły znaczne szkody w polu.
W sąsiedniej sali siedział Hyacynt, pijany jak bela, z drugim równie pijanym wieśniakiem. Tam panował hałas nie do opisania. Wieśniacy pili, palili fajki, pluli na podłogę, krzyczeli i śpiewali, lecz donośny głos Hyacynta wyróżniał się wśród ogłuszającego gwaru. Grał z towarzyszem swym