Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I znów odszedł, kobieta przywołała go stłumionym głosem:
— Ech! weźcie ją już sobie do licha!... Ale drugi raz nie zbliżajcie się do mnie na targu, bo oberwiecie guza a za grosz nic wam nie sprzedam!
Kobieta trzęsła się z gniewu, nie była wstanie zapanować nad sobą.
Kozioł śmiał się wesoło, żartował, drwił z baby, obiecując wynagrodzić jej krzywdę w inny sposób.
Teraz już Liza zbliżyła się do wieśniaczki, odeszła z nią na bok i wypłaciła jej należne trzysta franków, Franciszka uchwyciła za sznur, ale Jan musiał z tyłu popychać krowę, która nie chciała postąpić kroku. Kupno zwierzęcia trwało blizko dwie godziny. Róża i Fanny stały opodal, czekając cierpliwie końca układów. Zabierano się już do odejścia, gdy nagle zauważono nieobecność Kozła: stał on na drugim końcu placu i klepał po brzuchu handlarza świń. Udało mu się kupić prosię za dwadzieścia franków a gdy przyszło do zapłaty, przeliczył najprzód pieniądze w kieszeni, wyjął dwadzieścia franków i przeliczył je raz jeszcze. Ale nie łatwo mu przyszło schować prosię do worka, które przyniósł był z sobą. Zleżałe płótno darło się, ryj i łapy zwierzęcia sterczały na zewnątrz. Wreszcie zarzucił worek na plecy i poniósł prosię, które kwiczało i rzucało się w worku.
— Słuchajno, Lizo, a moje sto sou — upomniał się. — Wygrałem zakład.