Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wielki budynek, naokoło którego unosiły się ustawicznie białe tumany mąki:
— No, cóż, czy idziemy? — zapytał znów Jan.
— Tak, tak.
Wrócili Wielką ulicą, zatrzymali się raz jeszcze na placu świętego Łukasza, naprzeciw merostwa, gdzie się odbywał targ zbożowy Lengaigne stał z rękoma w kieszeniach przy wozie, na którym leżały cztery worki zboża, przywiezionego na sprzedaż. Dalej nieco Hourdequin opowiadał coś żywo gromadce wieśniaków, słuchających go w milczeniu. Niezadowolenie malowało się na wszystkich twarzach: spodziewano się podwyżki cen, tymczasem cena osiemnastu franków zaczynała się wahać, obawiano się ostatecznie obniżki o dwadzieścia pięć centynów. Macqueron szedł w starym zatłuszczonym paltocie, prowadząc pod rękę Bertę, ubraną w muślinową suknię i w kapelusz otoczony girlandą róż.
Skręcili na ulicę Kościelną, minęli kościół świętego Jerzego, przy którym stały kramy z naczyniami kuchennemi, z towarami norymberskiemi i łokciowemi, gdy obie siostry zawołały jednocześnie ze zdziwieniem:
— Ach! ciotka Róża!
Istotnie była to matka Fouan; Fanny, jadąc na targ dla sprzedania owsa, zabrała z sobą matkę, aby trochę rozerwać staruszkę. Obie stały przed budą szlifierza, któremu Róża dała do wyostrze-