Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

działać na ślepo. Zapewne wkrótce musiał się przekonać, że opinia publiczna nie jest mu przychylną, gdyż jednem słowem nie wyjawił swoich zamiarów. W Plassans nic nie wiedziano, co on robił w Paryżu; gdy przyjechał, mówiono że jest szczuplejszy i mniej ospały. Wszyscy go otaczali, chcąc się czegoś dowiedzieć, lecz udawał głupiego, starał się, przeciwnie, drugich wybadywać. Ludzie sprytniejsi byliby poznali, że mu bardzo idzie o polityczne przekonania miasta; wyraźnie grunt badał, nietyle dla siebie, co dla jakiegoś stronnictwa.
Nie zaniedbywał zebrań u swoich rodziców. Jak tylko pierwszy raz odezwał się dzwonek, zasiadał w głębi okna, najdalej od lampy; słuchał uważnie, wsparłszy brodę na ręku. Nawet najniedorzeczniejsze nie poruszały go gadaniny. Skłonieniem głowy wszystkiemu potakiwał; zapytany o zdanie, wyrażał grzecznie opinię przez większość przyjętą. Jego uwaga, niezmienna uprzejmość — zjednały mu sympatyę. Osądzono, że jest człowiekiem nic nieznaczącym ale dobrym. Gdy jaki dawny handlarz oliwy lub migdałów, co nie mógł pośród wrzawy wyłożyć swoich projektów ratowania Francyi, zwrócił się z niemi do Eugeniusza, on podnosił zwolna głowę jakby zachwycony tem co słyszał. Jeden tylko Vuillet patrzył na niego z niedowierzaniem. Jako zakrystyan i księgarz, posiadał więcej daru postrzegawczego. Uważał, iż adwokat zamienił czasem słów kilka z komendantem Sicardot; chciałby słyszeć, co mówili, ale nie mógł. Uważał także,