Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to przymioty zastępowały miejsce talentu. Margrabia, przygotowując się do kampanii, zaciągnął i to pióro nieokrzesane i interesowane. Od lutego artykuły w gazecie mniej zawierały błędów. Margrabia sam je przeglądał.
Żółty salon Rougonów szczególny przedstawiał obraz. Spotykały się tam wszystkie stronictwa i razem ujadały na Rzeczpospolitą. Jeżeli czasem jaka sprzeczka powstała, mianowicie między komendantem a przedstawicielami innych odcieni, margrabia, zawsze obecny, nie zaniedbał zaraz ją ukoić. Zresztą, każdemu pochlebiało, gdy na przywitanie grzecznie rękę podał. Był on duszą zebrania, cały kierunek wychodził od niego, on wydawał rozkazy w imię osób niewidzialnych, których nigdy nie wymieniał. Mówił „oni tego chcą, oni tego nie chcą“. Domyślano się, że ukryte bogi, co czuwały nad losami Plassans, są to osoby duchowne, wielcy politycy miejscowi. Kiedy margrabia wymawiał „oni“ — księgarz Vuillet z namaszczeniem głowę schylał, na dowód że wie, o kim jest mowa.
Lecz najszczęśliwszą ze wszystkich osobą była Felicya. Znalazła nareszcie gości do swojego salonu. Wstydziła się cokolwiek przestarzałych mebli, lecz pocieszała się zaraz myślą, iż kupi nowe, gdy dobra sprawa będzie górą. Tymczasem zaś, na monarchię lipcową zwalała winę, że nie zrobili majątku na handlu oliwą. Była uprzejmą i nadskakującą dla każdego, znalazła nawet sposób budzenia Izydora Granoux, gdy nadchodził czas rozejścia się.