Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lecz za zmianą rzeczy, rzucił się w reakcyę. W Plassans używał wielkiego znaczenia, raz jako człowiek bogaty, powtóre jako mieszkaniec stolicy, który raczył osiąść na prowincyi i tamże przejadał swoje dochody. Byli tacy, co go uważali za wyrocznię.
Lecz niewątpliwie najtęższą głową żółtego salonu był komendant Sicardot, teść Arystydesa. Budowę miał Herkulesa, twarz czerwoną jak cegła, włosy siwe i sławę tęgiego zucha wielkiej armii. Wojna uliczna w dniach lutowych wielce go oburzała, mówił że to jest wstyd bić się w ten sposób i z dumą przytaczał wielkie panowanie Napoleona.
Bywał także u Rougonów człowiek o zezowatych oczach a wilgotnych rękach, niejaki Vuillet, księgarz dostarczający dewotkom miejskim szkaplerzy i obrazków świętych. Trzymał księgarnię klasyczną i księgarnię religijną, był gorliwym katolikiem, co mu zapewniało klientelę licznych zakonów i parafij. Oprócz tego, idąc za natchnieniem genialnego pomysłu, założył małą gazetkę dwa razy na tydzień wychodzącą, całkiem poświęconą sprawie klerykalnej. Chociaż do „Gazety Plassańskiej“ dokładał rocznie z tysiąc franków, ona za to wykierowała go na obrońcę Kościoła, dopomagając tym sposobem do odchodzenia świętego towaru z księgarni. Ten człowiek bez nauki, którego nawet ortografia była wątpliwą, sam redagował artykuły pełne pokory i żółci, które