Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

była w najlepszej zgodzie; prawda i to, że Aniela nie miała swego zdania, można nią było rozrządzać jakby jakim sprzętem.
Po czterech latach wspólnego pobytu, ojcu powiódł się handel tak dobrze, iż oddał synowi całe dziesięć tysięcy franków, ale dalszych rachunków nie mógł przeprowadzić, gdyż Arystydes nie dał sobie odtrącić ani grosza za utrzymanie. Młode małżeństwo zamieszkało tylko o kilka kroków, przy placu św. Ludwika. Kwota odebrana, wnet się rozeszła. Dopóki były pieniądze w domu, Arystydes niczem się nie zakłopotał i trybu życia nie zmienił, ale gdy ostatni bilet 100 fr. naruszył, wpadł w stan nerwowego rozdrażnienia; włóczył się tylko po mieście, z miną niedostępną.
W roku 1840 miał syna Maksyma, którego babka Felicya oddała do kolegium i za niego opłatę wnosiła. Ujęła tym sposobem cześć ciężaru synowi, ale Aniela z głodu umierała. Arystydes dostał nareszcie miejsce w podprefekturze, gdzie po latach kilku dosłużył się tysiąca-ośmiuset franków rocznej pensyi. Sto-piędziesiąt franków, które odbierał miesięcznie, wydały mu się szyderstwem losu; wzbierała w nim gorycz żółci i nienawiści a powiększała się żądza używania. Matka sądziła, że tak przeciwne okoliczności przemogą jego lenistwo.
W roku 1847 miał ochotę także udać się do Paryża, lecz łatwiej to było zrobić bratu, który był bezżennym, by wieźć tak daleko żonę — potrzeba znacznego funduszu. Czekał więc wypadków, gotów