Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i zawsze włóczył się po górach i lasach. Tysiączne przypuszczenia sąsiadów do niczego nie doprowadziły; nikt nie mógł zrozumieć związku zawartego i przedłużającego się w waruukach tak niezwykłych. Zawsze zamknięta rudera Macquarta nie przepuszczała swoich tajemnic. Domyślano się, że bije Adelaidę, gdyż czasem wychodziła z domu z sińcami na twarzy i z wydartemi włosami; ale nikt nigdy nie posłyszał słowa kłótni i nie widział jej smutną ani zmartwioną; owszem, ciągły uśmiech na ustach świadczył o zadowoleniu i szczęściu. Życie takie trwało lat kilkanaście.
Kiedy za powrotem do domu, Adelaida zastawała w nim nieład najwyższy i brak wszystkiego, nic jej to nie obruszało. Nie posiadając zdrowego rozsądku, nie znała wartości rzeczy ani ducha porządku.
Dzieci wzrastające w swobodzie przyrodzonej, to jest podległe tylko popędom naturalnym, były jak owe dzikie jabłonki przy drodze, których nikt nie szczepi i nie obcina, które wydają owoce, ale do niczego nieprzydatne. Będąc dziećmi biegały, biły się i przewracały po kwaterach warzywnych, objadały lub wynosiły wszystko co było; istne rozbójniki, złe i krzykliwe. W czasie nieobecności matki, tak dokuczały sąsiadom, że musieli im kijem grozić. Jeżeli zaś za powrotem matki były mniej nieznośnemi dla drugich, to tylko dla tego, że z niej miały ofiarę swoich wybryków. Do szkoły trudno ich było napędzić. Adelaida, zawsze cierpli-