Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

są u bram naszych, weźmy się wszyscy do broni i wymordujmy ich jak psów; obywatele ujrzą mnie w pierwszym szeregu, będę szczęśliwy, tępiąc to plugastwo“.
Artykuł, istny utwór dziennikarstwa prowincyonalnego, zmieszał Rougona do szczętu; gdy Felicya kładła gazetę na stole, narzekał:
— Ach, ten szaleniec! Zadaje nam cios ostateczny; będą myśleli w mieście, że to ja podyktowałem taką dyatrybę.
— Lecz — odrzekła Felicya zamyślona — mówiłeś mi dzisiaj zrana, że całkiem odmówił zaczepiania republikanów, że był blady i strwożony wieściami krążącemi.
— Tak było rzeczywiście. Nie rozumiem teraz, co mu się stało. Wczoraj artykuł podobny byłby nas podparł, dzisiaj dobija....
Felicya gubiła się w domysłach. Co się zrobiło Vuilletowi? Bez racyi nie dopuściłby się takiego wystąpienia; nie napisałby nic podobnego, gdyby czuł powstańców blizko...
— To jest zły człowiek, ja to zawsze mówiłem — rzekł Rougon, przeczytawszy gazetę powtórnie. — Może tylko chciał nam zaszkodzić, nic innego? Głupstwo zrobiłem, żem mu pozostawił zarząd poczty.
Felicyi rozjaśniło się teraz w głowie. Wstała pośpiesznie, wzięła kapelusz i szal..
— Dokądże idziesz? — zapytał mąż zdziwiony — już jest po dziewiątej.