Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/299

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Połóż się spać, odpocznij sobie. Jak powrócę, to cię obudzę i pomówimy z sobą.
Poszła lekko i żwawo prosto na pocztę. Weszła nagle do pokoju, w którym Vuillet siedział jeszcze zajęty. Spojrzał na nią niechętnie.
Vuillet był w swoim żywiole; miał sposobność zadowolnić w zupełności swoją księżą ciekawość. Pocztowe przesyłki, listy, gazety dostarczały mu niewyczerpanego przedmiotu do badań i śledzeń.
W jego ręku były teraz wszystkie tajemnice plassańskie. Trzymał w ręku dobrą sławę kobiet, fortunę mężczyzn; potrzebował tylko złamać pieczątki, by się dowiedzieć tyle, co wiedział wielki wikaryusz przy katedrze, powiernik znakomitych osób.
Od dnia wczorajszego gabinet naczelnika poczty stał się dla niego wielkim konfesyonałem, pełnym ciemnych tajemnic, w których się rozkoszował, smakując w owych przysłoniętych szeptach, drżących wyznaniach, ulatniających się z korespondencyj, w które wsuwał swe cienkie paluszki i wzrok na wskróś przeglądający. Oddawał się niewinnemu zajęciu z najspokojniejszą bezczelnością; przesilenie, jakie kraj przechodził; zapewniało mu zupełną bezkarność. Jeżeli listów zaraz nie oddawano, jeżeli niektóre ginęły, to była wina tych łotrów, co przebiegają okolice i przerywają komunikacyę. Zamknięcie bram było mu nie na rękę; ale porozumiał się z Roudierem, żeby przepuszczano pocztylionów, wiozących listy i żeby