Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzeczpospolita nie tryumfuje. Przeszedł przez plac, nie podnosząc głowy; musiał usłyszeć coś niepochlebnego, gdyż zemknął na rogu ulicy Banne.
— On nie przyjdzie — rzekła Felicya z goryczą. — Spadliśmy nizko... nawet własne dzieci nas opuszczają.
Zamknęła gwałtownie okno, aby już nic nie słyszeć więcej. Zapaliła lampę, siedli do stołu zniechęceni, bez apetytu, pozostawiając wszystko na talerzach. Zaledwie kilka godzin mieli do namysłu. Nazajutrz musieli podbić Plassans i przydusić je kolanem, by się zdało na łaskę i niełaskę, albo też wyrzec się wszelkich widoków i nadziei. Brak stanowczych wiadomości był jedynym powodem ich wahania się niepewnego. Felicya przy swojem bystrem pojęciu łatwo to zrozumiała. Gdyby wiedzieli, jaki był rezultat zamachu stanu, mogliby, bądź co bądź, wytrwać w roli zbawców lub co najprędzej zatrzeć ślady swojej nieszczęsnej kampanii. Lecz, nie znając rzeczywistego położenia rzeczy, cóż mogli przedsięwziąć? Czuli, że zginąć mogą na ślepo.
— A ten Eugeniusz nic nie pisze! — zawołał Rougon zrozpaczony, zapominając, że się wygadał przed żoną z tajnej korespondencyi.
Felicya udała, że nie słyszy. Lecz wykrzyk mężowski dał jej wiele do myślenia. Rzeczywiście, dlaczego Eugeniusz nie pisze? Zawiadamiając ojca o całym biegu sprawy bonapartystowskiej, powinien teraz donieść o zwycięztwie lub upadku