Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie, szła śmiało, niedozwalając, by ją towarzysz prowadził, nie wiele też sobie z tego robiła, gdy upadła wśród rzeki: wykręciwszy zwierzchnią spódniczkę, była gotowa do dalszych wypraw. Gdy doszli do zaspy, kładli się brzuchu i mając oczy prawie równolegle z poziomem wody, patrzyli na drobne jej fale. Wówczas Mietta utrzymywała, że płyną, że z pewnością wyspa się porusza z niemi. Siadali czasem na piasku, spuszczając nogi w wodę i bijąc w nią dla wzniecenia burzy. Wszystko ich bawiło.
W gorące wieczory letnie przyszło na myśl dziewczynie, żeby się razem kąpali, żeby Sylweryusz nauczył ją pływać. On jej perswadował, ale nic nie pomogło. Z jakiejś starej sukni uszyła sobie kostium kąpielowy, Sylweryusz przyniósł majtki. Rozebrali się, każde za drzewem i weszli wesoło do wody, śmiejąc się, wołając na siebie lub krzycząc, gdy woda była zimniejsza. Nauka pływania rozpoczęła się od razu, po piętnastu dniach, uczennica umiała doskonale pływać. Mnóstwo było przy tem uciesznej zabawy, na której niewinna miłość nic nie ucierpiała. Sylweryusz po pierwszych kąpielach wyrzucał sobie, że go złe myśli napastowały, ale je przezwyciężył, przeszły prędko, zimna woda utrzymała ich w czystości kryształu. To znów Mietta, doznając jakiejś nieznanej dotychczas niespokojności, oświadczyła kochankowi, że nie będzie więcej brała lekcyj pływania, bo jej szkodzą: „Miewa uderzenia do gło-