Strona:PL Zola - Rzym.djvu/978

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spokoi go dobrotliwie, mówiąc, że nie podpisze wyroku potępienia na książkę, w której sam siebie ujrzał wraz z najdroższemi dążeniami tajników swych myśli.
Piotr omdlewał teraz ze wzruszenia i chcąc zachować przytomność, znów zbliżył się do okna i oparł czoło o lodowato zimną szybę. W uszach mu szumiało, nogi mu się uginały a krew, tętniąc przyśpieszenie, biła mu do głowy, niedozwalając zapanować woli. Silił się, by przestać myśleć i wpatrywał się uparcie w Rzym pogrążony w ciemności, zasiany mnóstwem migotliwych świateł. Chciał rozeznać ulice i gmachy, lecz wszystko zatapiało się w czarnym oceanie nocy, myśli mąciły mu się w głowie, unoszone powodzią w ciemne otchłanie, nęcące kłamliwą ułudą światła.
Wtem, poczuł, że ktoś stoi za nim i nieruchomie czeka. Odwrócił się, nagle zbudzony. Rzeczywiście, stał za nim w czarną liberyę ubrany pan Squadra, który zwykłym sobie ukłonem dał znak, iż chwila nadeszła. Szedł naprzód, powolnym, cichym krokiem. Przebyli już małą salę tronową i Squadra, uchyliwszy drzwi pokoju papieża, przepuścił Piotra i drzwi za nim zamknął, nie uczyniwszy najlżejszego szelestu.
Piotr znalazł się w pokoju Ojca świętego. Lękał się piorunującego wzruszenia, które doprowadza do szału lub paraliżuje wchodzących tu-