Strona:PL Zola - Rzym.djvu/957

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
IV.

O godzinie wpół do ósmej, Piotr stanął przed Watykanem. Tu postanowił przeczekać jeszcze dwadzieścia minut, by stawić się punkt o godzinie dziewiątej u progu komnat papieskich.
Uczuł pewnego rodzaju ulgę, przekonawszy się, że nie potrzebuje iść tam natychmiast, bo pożądał samotności w ciężkiem strapieniu, jakie ugniatało zbolałe jego serce. Był niezmiernie znużony, rozbity, tem czarnem pasmem godzin tragicznego popołudnia, spędzonego w komnacie śmierci, w której się teraz paliły dwie gromnice przy parze zmarłych kochanków, śpiących snem wiecznym w miłosnym uścisku. Myśl Piotra wciąż krążyła dokoła tych dwojga zmarłych i mimowoli wyrywały mu się z piersi westchnienia a z oczu puszczały łzy głębokiego żalu i smutku.
Chcąc się uspokoić, zaczął się przechadzać wolnym krokiem po olbrzymim placu przed bazyliką świętego Piotra. Jakkolwiek wczesna jeszcze była godzina, ruch w tej części miasta ustał już zupełnie, noc była ciemna i plac wydawał mu się bezmiernem morzem czarności. Jednakże, oczy za-