Strona:PL Zola - Rzym.djvu/956

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wśród głębokiej ciszy, panującej w ustronnym ogrodzie, po nad zamarło płynącym Tybrem, rozległ się donośnie głos wieżowego zegara, bijącego godzinę szóstą. Piotr drgnął. Przypomniał sobie o dzisiejszej audyencyi u papieża. Jeszcze miał przed sobą całe trzy godziny. Od południa nie pomyślał o ważnym dla siebie dzisiejszym wieczorze. A teraz, zdawało mu się, że ta audyencya była naznaczona kiedyś, niezmiernie dawno, że od tego czasu minęły lata. Ten jeden dzień, okropnością zaszłej katastrofy i wszystkiem co dziś przeżył, postarzał mu serce i mózg, czuł się obarczony ciężarem zaszłych wydarzeń. Z trudnością przywoływał się do równowagi, do powrotu, powtarzając sobie, że za trzy godziny będzie już w Watykanie, przed obliczem papieża.