Strona:PL Zola - Rzym.djvu/489

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jego świętości! „Evviva il papa re! Evviva il para re!“...
Ach ten okrzyk! Ten okrzyk bojowy, w imię którego tyle spełnionych zostało błędów, tyle krwi już popłynęło! Ten okrzyk poddańczy, ten okrzyk zaślepienia! Gdyby ziściło się jego pragnienie, ileż spadłoby klęsk nowych, o ileż wieków ludzkość wstecz zostałaby cofniętą! Bunt wielki zawrzał w sercu Piotra i czemprędzej opuścił trybunę, nie chcąc być świadkiem tego bałwochwalstwa, nie chcąc słyszeć i widzieć tych bezmyślnych czcicieli. Przeciskał się śpiesznie wśród wyjącego i szalejącego tłumu, rozpaczając, że nie zaraz zdoła się ztąd wydostać. Wtem idąc wzdłuż bocznej nawy, spostrzegł drzwi otwarte do sieni, w której znajdowało się wejście na schody prowadzące na dach i kopułę bazyliki. Przy schodach tych stał zakrystyan, zapatrzony w stronę, zkąd dolatywały go odgłosy uroczystości kościelnej, spojrzał na Piotra z miną wzruszoną, lecz zawahał się go spytać o kartę wejścia; może przez uszanowanie dla księżej sutany, a może przez nieuwagę wypływającą ze wzruszenia, przepuścił go pobłażliwie. Piotr, korzystając z tego natychmiast, wbiegł pędem na schody, chcąc co prędzej uciec, dostać się wyżej, wyżej jeszcze i dotrzeć do ciszy, do spokoju.
I nagle wstąpił w tę pożądaną ciszę. Grube mury nie przepuszczały straszliwego hałasu panującego wewnątrz kościoła. Zdawało się Piotro-