Strona:PL Zola - Rzym.djvu/396

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się o tom przekonać, dość było porównać z jego dziełem piękne freski ciągnące się poniżej gzemsu dokoła kaplicy; malały one i nikły wobec ogromu jego geniuszu, chociaż stworzyli je Perrugino, Pinturicchio, Roselli, Signorelli, Botticelli.
Narcyz Habert, wpatrzony we freski Botticellego, nawet nie rzucił okiem na „Sąd ostateczny“, ani na niezrównane piękności sufitu. Pogrążony w ekstazie, wodząc oczyma po trzech freskach Botticellego, szepnął, nie spuszczając z nich oczu.
— Ach Botticelli, Botticelli, ten mistrz wytworności i wdzięku a zarazem namiętnego cierpienia, jakąż posiada on głębokość uczucia w oddawaniu smutku i cierpienia wśród rozkoszy! Zdołał on przeczuć, odgadnąć i uprzytomnić stan naszej teraźniejszej, nowożytnej duszy i uczynił to, iż tak ponętnie czaruje nas aż do trwożnego zdumienia. Nikt, żaden artysta nie wzniósł się do równego jasnowidzenia w chwilach tworzenia!
Piotr spojrzał na mówiącego z niemem przerażeniem. Wreszcie chcąc się upewnić co do słów jakie usłyszał, zapytał:
— Więc przychodzisz tutaj, by patrzeć na freski Botticellego?...
— Ależ naturalnie, iż tylko dla niego tutaj przychodzę! Co kilka dni przychodzę do niego i godzinami tylko w niego się wpatruję... Patrz, księże Piotrze, patrz na jego córki Jetrego! Patrz i powiedz mi, czy melancholia uczuć ludzkich