Strona:PL Zola - Rzym.djvu/1103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Angiolo zbliżył się i zarumienił z zadowolenia, gdy stary bohater pocałował go serdecznie. Ukłonił się następnie Piotrowi i wyszedł, nie rzekłszy już słowa, cały pogrążony w swych snach na jawie.
Nastąpiło teraz chwilowe milczenie, ale oczy Orlanda padły na rozrzucone na stole dzienniki, więc zaczął mówić o smutnej katastrofie w pałacu Boccanera. Wszak Benedettę ukochał, jak córkę podczas przykrych dni, które przeżyła pod jednym dachem z nim i z jego synem. Ze szczerem współczuciem zastanawiał się teraz nad nagłą jej śmiercią, nad tragicznym jej losem, który poniósł ją do grobu równocześnie z tym ukochanym krewnym, z Dariem, umiłowanym przez nią od lat najmłodszych. Orlando znajdując, że dzienniki nie dość jasno mówią o tej podwójnej, nagłej śmierci, zaczął się rozpytywać Piotra o bliższe szczegóły, gdy wtem wbiegł do pokoju zadyszany Prada, widać pilno mu było niezmiernie być tu obecnym i bronić się w razie, gdyby ten ksiądz powiedział coś nieoględnie a może umyślnie. Twarz hrabiego świadczyła o katuszy i niepewności, jaka go dręczyła. By tu przybyć, zerwał posiedzenie, odprawił osoby, które do siebie zawezwał, nie zważając na ważność spraw w toku będących, na zachwiane swe interesa materyalne, grożące ruiną, lecz przedewszystkiem chciał natychmiast módz być przy ojcu. To jedno stało się dla niego koniecznością, więc nie słysząc na-