Strona:PL Zola - Rzym.djvu/1067

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyczerpaną dobroć, której doświadczałem podczas mego kilkumiesięcznego pobytu w Jego domu.
— Więc dowiedziałeś się, że kongregacya Indeksu potępiła twoją książkę?... Była to rzecz nieunikniona, konieczna.
— Tak, dowiedziałem się zaraz, i dostąpiłem zaszczytu przyjęcia u Ojca świętego. Właśnie przed obliczem Ojca świętego poddałem się i odwołałem moją książkę.
Łzawe oczy kardynała błysnęły ogniem i zawołał:
— Pochwalam twój postępek, pochwalam, mój synu! Prawda, że wypełniłeś tylko najprostszy obowiązek księdza, lecz na nieszczęście, za dni naszych tak mało jest przestrzegających swoje powinności. Jako członek kongregacyi Indeksu, dotrzymałem przyrzeczenia, jakie ci zrobiłem... przeczytałem twoją książkę, a zwłaszcza zastanawiałem się nad stronicami wyszczególnionemi w oskarżeniu. Następnie pozostałem neutralnym, udając, że ta sprawa bynajmniej mnie nie obchodzi, opuściłem posiedzenie, podczas którego sądzono twoją książkę, a uczyniłem tak na prośby mojej siostrzenicy, bardzo przyjaźnie dla ciebie usposobionej... ach tak, ona zawsze ciebie broniła przedemną...
Znów szarpnął nim ból i łzy wróciły na wspomnienie tej ukochanej, pięknej i uroczej Benedetty, której ciało spoczywało tuż obok trupa ostatniego potomka rodu. Kardynał zamilkł tylko na