Strona:PL Zola - Rzym.djvu/1063

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiek piękny, okazały, jak prawdziwy książe, jakim był kardynał Beccanera, mógł się dać opanować przez tak wstrętną istotę cuchnącą najniższemi instynktami?... A może właśnie to poniżenie fizyczne, ten upadek moralny księdza Paparelli był przyczyną podbudzającą pokorę chrześciańską kardynała, który w ten sposób karcił własną swoją pychę?... Może nawet zazdrościł swemu kondataryuszowi jego wyjątkowego upośledzenia, upatrując w tem poniżeniu drogę zbawienia?... Może przez pokutę sobie zadaną nietylko znosił, lecz podlegał tej najwstrętniejszej z istot spotkanych?... Któż zdoła wytłomaczyć wpływ, jaki wywierają potwory ludzkie na bohaterów?... święci, okryci brudem i robactwem, na panujących?... może w tem przezwyciężeniu wstrętu jest chęć okupienia?... chęć pozyskania przebaczenia za radości ziemskie tą ofiarą, nadzieja uniknięcia płomieni piekła?... Ach, wszak ta dusza, zamknięta w tak odrażającem ciele, pewną być mogła nagrody, wiekuistego nieba! Ach, być tą duszą, być tą istotą wybraną, pełną pokory, chłostającą się co rano i umartwiającą swe ciało!
Ksiądz Paparelli, osiadłszy w swym niezdrowym, nalanym tłuszczu, był jak przyrośnięty do ziemi i od drzwi spoglądał z urąganiem na Piotra, mrużąc małe szare oczy. Piotr z niepokojem pytał siebie, o czem tak długo mogli z sobą rozmawiać dwaj kardynałowie?... Jakże odważnie