Strona:PL Zola - Rzym.djvu/1062

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chał bronić i wyjeżdżającego jutro, zapewne nazawsze.
— Chcesz się pan widzieć z Jego Eminencyą?... Dobrze... dobrze... ale trzeba poczekać... i proszę tam dalej gdzie czekać...
To mówiąc, zaszedł pomiędzy Piotra a zamknięte drzwi, jakby w obawie, by uszów tego natręta nie doleciały jakie słowa.
— Jego Eminencya rozmawia z Jego Eminencyą, kardynałem Sanguinetti... Trzeba czekać... potem może wpuszczę...
Kardynał Sanguinetti długo klęczał w sali tronowej na stopniu katafalka, na którym leżały martwe ciała Daria i Benedetty, następnie długo pozostał przy donnie Serafinie, niosąc jej swe współczujące wyrazy przyjaźni a teraz, chcąc by wiedziano jak gorąco podziela boleść smutku spadłego na rodzinę Boccanerów, pozostawał przy kardynale, przedłużając swoją wizytę.
Pirtr, usunąwszy się w głąb poczekalni, patrzał na stojącego przy drzwiach księdza Paparelli, przypominając sobie wszystko, co o nim słyszał z ust don Vigilia. Patrzał i porównywał jego postać do sadłem źle napchanego woru, obwisłego i miękiego. Ksiądz Paparelli, chociaż miał lat około czterdziestu, miał już twarz pofałdowaną, poprzecinaną brzydkiemi zmarszczkami; szpetny był, zawsze brudny i w brudnej chodzący sutanie. Piotr wydziwić się nie mógł, jakim sposobem czło-