Strona:PL Zola - Rzym.djvu/1027

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A czy pan nie poznaje tej młodej dziewczyny tak zbolałej, że aż litość bierze patrzeć na nią?
Wzrokiem wskazała na dziewczynę ubogo ubraną, którą Piotr wziął w pierwszej chwili za służącą pałacową. Nie poznał jej, bo leżała prawie krzyżem na ziemi, lecz obecnie klęczała i w szale rozpaczy przechyliła głowę w tył, głowę nadzwyczajnej piękności, opłyniętą falami bujnych czarnych włosów.
— Ach to Pierina! Biedna, biedna Pierina!
Wiktorya, patrząc na nią z wielkiem współczuciem, rzekła:
— Cóż pan chce, pozwoliłam jej przyjść. Nie wiem jakim sposobem dowiedziała się o zaszłem nieszczęściu. Prawda, że ona ciągle przebywa gdzieś w pobliżu pałacu, wypatrując swojego księcia... Otóż, gdy się dowiedziała co zaszło, poprosiła, bym jej pozwoliła wejść tutaj i zobaczyć księcia po raz ostatni... Pozwoliłam, lecz pod warunkiem, że będzie się zachowywała spokojnie... przecież ona nikomu tu nie przeszkadza... legła na ziemi i chwilami podnosi głowę, by patrzeć z zachwytem i z rozpaczą na twarz zmarłego... Uważam na nią, bo jeżeli będzie trzeba, to ją ztąd wyprowadzę... ale dziewczyna panuje nad sobą, płacze cicho i nie rusza się z miejsca... niech więc zostanie i napatrzy się na tego, którego tak kochała, trzeba, żeby się na-