Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie może być! Powied-że mi cóżeś zażywała, aby tak urosnąć!... Jużbyś zamąż pójść mogła.
Ona zarumieniła się, śmiejąc się rozkosznie, a oczy jej błyszczały z zadowolenia, że się jej tak przyglądał i że ją tak chwalił. Zostawił ją maleństwem, bakalarką cienką jak tyczka z płotu i nagle znalazł się wobec przystojnej, wysokiej panny o ślicznej figurze, ubranej zalotnie w sukienkę wiosenną, białą w kwiatki różowe.
Ona poważniała już znowu; i ona też przyglądała mu się i spostrzegła, że się mocno zestarzał. Zdawało jej się, jakby był trochę pochylony, śmiech jego dźwięczał już jakoś inaczej, lekkie drżenia nerwowe przebiegały po jego twarzy.
— No, no — mówił dalej — będzie cię trzeba teraz poważnie traktować... Witam cię, moja wspólniczko!
Paulinka zarumieniła się jeszcze mocniej, te wyrazy szczęściem ją napełniały. Pocałowawszy ją, Lazar mógł sobie też pocałować i Ludwikę, ją to już nic nie obchodziło.
Obiad przeszedł nadzwyczaj przyjemnie. Chanteau pod groźbą doktora, jadł nie zadużo. Pani Chanteau i proboszcz robili świetne projekta co do podniesienia Bonneville, gdy przedsiębiorstwo porostów wodnych wzbogaci okolicę. Spać poszli dopiero około jedenastej. Na górze, gdy Lazar i Paulinka rozchodzili się do swoich pokojów, młody człowiek żartobliwie zapytał:
— Więc jak się jest dorosłą, to się już nie mówi dobranoc?
— Cóż znowu! — wykrzyknęła, rzucając mu się na szyję, całując go serdecznie i aż do zbytku prawie, tak jak to dawniej bywało, gdy była małą.

III.

W dwa dni później, wielki odpływ morza odkrył obszerne pokłady skaliste. W zapale namiętności, która porywała Lazara zwykle przy początkach każdego nowego