Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

li się wyszukiwać i przedstawiać złe strony przedsiębiorstwa. W tej dyskusji okazali się oni skrajnie uczciwymi.
— No, chodź, niech cię ucałuje! — rzekła w końcu ciotka, której się też na łzy rozczulenia zebrało — Jesteś dobra, uczciwa dziewczyna... Kiedy już tak chcesz koniecznie i kiedy się gniewasz, Lazar weźmie twoje pieniądze.
— A mnie to nie przyjdziesz pocałować? — dopomniał się wuj.
Płakano i całowano się dokoła stołu. Potem, podczas gdy Weronika podawała herbatą i gdy Paulinka wołała Maćka, który szczekał na podwórzu, pani Chanteau dodała, ocierając oczy:
— To prawdziwa dla nas pociecha!... Poczciwa dziewczyna! Serce ma na dłoni.
— Jużci — mruknęła służąca — żeby tamta nic nie dała, to ona odda do ostatniej koszuli.
W tydzień później w sobotą, Lazar wrócił do Bonneville. Doktór Cazenove, zaproszony na obiad, miał go przywieźć swoim powozikiem. Zaproszony również na obiad ksiądz Horteur, przyszedł pierwszy i zasiadł do partji warcabów z rekonwalscentem wyciągniętym w swoim fotelu. Atak podagry trzymał go na łóżku już od trzech miesięcy. Nigdy jeszcze biedak nie cierpiał tak długo i teraz był to już raj, prawdziwa rozkosz, pomimo strasznych swędzeń nóg, które go mordowały, skóra łuszczyła się na nich, naskórek prawie zupełnie zszedł. W kuchni Weronika piekła na rożnie gołąbki i Chanteau, niepoprawny smakosz, za każdem otwarciem drzwi, podnosił nos do góry, wciągając dolatujący go zapach pieczystego.
— Nie uważasz pan na grą — przestrzegał ksiądz... — wierz mi pan, panie Chanteau, powinieneś pan dziś przy stole być bardzo ostrożnym; przy pańskim stanie zdrowia obfitość jedzenia jest bardzo szkodliwą.
Ludwika przyjechała dnia poprzedniego. Gdy posłyszano na podwórku turkot powoziku doktora, obie wybiegły. Ale Lazar zdawał się widzieć tylko swoją kuzynkę, zdumiony, że tak zmężniała i wypiękniała.
— Jakto? więc to jest ta mała Paulina?
— No tak, to ja.