Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/348

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ludwika jeszcze nieubrana — tłumaczyła Paulinka, — zejdzie za chwilkę.
Wszyscy spojrzeli na siebie wzajem. Ogólne zakłopotanie uwidoczniło się. Ten trzask okna zapowiadał kłótnię Lazar postąpił kilka kroków ku schodom, lecz wolał poczekać i zatrzymał się. Pocałował ojca i małego Pawełka, potem, chcąc ukryć swój niepokój, zniecierpliwił się na swoją kuzynkę i mruknął niechętnie:
— Pozbądź-że się prędzej tego robactwa. Wiesz, że nie cierpię spotykać tego przed sobą...
Mówił o trzech dziewczynach, siedzących na ławce. Paulinka spiesznie zawiązała przygotowany dla Goninówny pakunek.
— Teraz idźcie sobie — rzekła. — Wy obie odprowadźcie tę trzecią do domu, aby znowu nie upadła. A ty bądź ostrożna z twoim dzieciakiem... Nie zgub go gdzie po drodze...
Gdy już odchodziły, Lazarowi przyszła ochota zrewidować koszyczek małej Tourmal. Pokazało się, że zdążyła ona już schować doń starą maszynkę od kawy, porzuconą w kącie. Wypchnięto je za drzwi wszystkie trzy. Pijana zataczała się pomiędzy dwoma towarzyszkami.
— Co za naród! — krzyknął proboszcz, siadając obok starego Chanteau. — Bóg ich opuszcza widocznie. Od dnia pierwszej komunji, dzieci te kradną i piją i różne robią niegodziwości jak starzy. Przepowiedziałem im nieszczęścia które ich spotykają!
— Słuchaj, mój kochany, — zapytał ironicznie proboszcz, — kiedy odbudujesz sławne twoje tamy?
Lazar aż podskoczył ze złości. Wszelkie przypomnienia przegranej wojny z morzem, doprowadzały go do rozpaczy.
— Ja! — wykrzyknął. — Jabym wpuścił merze tu do domu i nie postawiłbym nawet w progu szczotki, żeby je zatrzymać! A nie! Do razu taka sztuka!... Raz byłem głupi, drugi raz się takich rzeczy nie robi! Jak sobie pomyślę, że w dniu, kiedy palisady morze strzaskało, widziałem ich skaczących z radości! Wiecie co? ja posądzam, że oni musieli popodpiłowywać belki; bo to niemożliwe, żeby tak same popękały!