Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/347

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mnie! Wymyślają mi od ostatnich i powiadają, że za dużo ich kosztuję i że powinnam zarobić, kiedy się już na złą drogę puściłam!
W istocie starego kalekę znaleziono nieżywym któregoś ranka w pace od węgli, a ciało jego było tak pełne siniaków, że policja o mało co się w to nie wmieszała. Teraz wdowa i jej kochanek chcieliby się pozbyć tej dziewuchy, która część obiadu wspólnego zjadała i której się spadek po ojcu będzie należał.
— Biedne maleństwo! — rzekła Paulinka. — Odłożyłam tam na bok drobiazgi dla niej i właśnie robię jej pończoszki na drutach. Powinnaś ją tu przyprowadzać częściej, tu zawsze jest mleko, możnaby jej kaszkę na zupkę zgotować... Wstąpię ja tam przechodząc do waszej chaty i nastraszę matkę, kiedy ona tobie grozi...
Goninówna wzięła dziecko na rękę, podczas gdy panienka i dla niej koszyczek przygotowywała. Usiadła na ławce i trzymała małą na kolanach z niezgrabnością dziewczynki małej, lalką się bawiącej. W oczach jej malowało się ciągle jakby zdziwienie, skąd się to dziecko wzięło, i chociaż je sama karmiła, często gdy kołysała je w swych ramionach, o mało z rąk jej nie wypadało. Panienka bardzo się na nią gniewała, gdy raz, chcąc się bić z małą Pronanówną kamieniami, położyła dziecko swoje na skraju drogi, na kupie szabru.
Wtem ksiądz Horteur ukazał się na tarasie.
— Doktór z panem Lazarem nadjeżdżają — zapowiadał.
Zaraz też usłyszano turkot powoziku i podczas gdy Marcin, eks-majtek z drewnianą nogą, wyprzęgał konia, Cazenove wszedł na podwórze wołając:
— Sprowadzam wam waszego uciekiniera — podobno wczoraj w domu nie nocował. Przecież mu za to głowy nie utniecie!?
Za doktorem wszedł Lazar, z bladym na ustach uśmiechem. Starzał się szybko, ramiona mu się wyginały, na twarzy uwieczniły się w stałym wyrazie niepokoje i strachy jego wewnętrzne. Bezwątpienia, powie on przyczynę swego opóźnienia, gdy wtem okno pierwszego piętra dotąd uchylone, zamknęło się z trzaskiem.