Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czy i przechodząc w torturę przez samą swoją ciągłość i nieustępność. Nietylko już nogę toczył jakiś robak nieznany, całe ciało było jakby pod bezmyślnem tłuczeniem żaru. I nie było już ulgi możliwej, a Paulinka zostawała tylko przy nim, nie mogąc mu nic pomóc, uległa jego kaprysom, ciągle gotowa przesunąć go i poprawić, nie przynosząc mu tem ulgi ani na chwilę. Wreszcie cierpienie czyniło go niesprawiedliwym i brutalnym, krzyczał na nią z wściekłością jak na niezręczną sługę.
— O ty, niezdaro! Jesteś zupełnie tak głupia jak Weronika. Jakże można tak mi wtłaczać palce w ciało! Ręce masz twarde jak żandarmi... Idź precz! daj mi pokój, nie dotykaj mnie już?
Ona nie odpowiadając, z rezygnacją, której nic nadwyrężyć nie mogło, zdwajała łagodność swoją. Gdy go widziała nadto rozgniewanym, chowała się za firanki, żeby się uspokoił, nie widząc jej. Często tak ukryta płakała nie z powodu szorstkości biednego chorego, ale z litości nad strasznem jego męczeństwem, które go tak złym czyniło. I słyszała jak wśród jęków półgłosem mówił sam do siebie:
— I poszła ta bez serca... niepoczciwa... Ach! zdechnę i tylko Minuszka chyba oczy mi zamknie. Przecież to niemożliwe u Boga Ojca, żeby człowieka chrześcijanina tak opuszczano na barłogu... Pewno poszła do kuchni, tam się najada, buljon pije...
Potem, walcząc tak z sobą chwilę, jęczał coraz głośniej i nakoniec decydował się wołać:
— Paulinko! czy jesteś tu gdzie blisko?... Pójdź-że, pójdź-że! sprobój mnie podnieść trochę, już tak dłużej nie wytrzymam... Sprobójmy na lewy bok, co, dobrze?
Rozczulał się chwilami i przepraszał ją za to, że nie był dla mej grzeczny. Czasem znów chciał, żeby wpuściła Maćka, żeby był mniej samotny, wyobrażając sobie, że obecność psa jest mu przyjazną. Ale miał nadewszystko wierną towarzyszkę w Minuszce, która szczególniej lubiła pokoje chorych i teraz spędzała dni na fotelu naprzeciw łóżka. Zbyt gwałtowne jęki zdawały się ją jednak dziwić. Gdy krzyczał, podnosiła się, siadała na ogonie i wytrzeszczała na niego okrągłe swoje oczy, w których malowało