Strona:PL Zola - Radykał.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Mamo! mamo!...
— Dość tego! Bywajcie wszyscy zdrowi! — wyrzekł, jakby zbudzony, Jakób i postawił na stole swą szklaneczkę.
Nim się spostrzegli, wyszedł. Felicya wyprostowana, pobladła, posłała spojrzenie za odchodzącym, podczas kiedy Sagnard spieszył odprowadzić do drzwi obu panów.

V.

Na ulicy Damour tak się rozpędził, że mu Berru nie był w stanie nadążyć. To też malarz był wściekły. Wreszcie na bulwarze Batignolles, ujrzawszy, że towarzyszowi nogi odmówiły dalszej służby, tak, że zgarbiony, wybladły, padł na ławkę bez sił, z zapatrzonemi w próżnię oczyma, doganiając go, pofolgował sobie i począł wyrzucać z siebie wszystko, co mu leżało na sercu, a było tego niemało. On byłby wypoliczkował przynajmniej obywatela i obywatelkę!... Nie mógł przecie na to patrzeć bez najmniejszego oburzenia, jak mąż odstępuje drugiemu ni z tego ni z owego żonę bez żadnych zgoła zastrzeżeń! Toż na coś podobnego trzeba być skończonym szlafmycą!... tak jest — szlafmycą! — żeby nie użyć gorszego wyrażenia. I przytoczył wypadek z innym komunardem, co również zastał żonę żyjącą z innym. I cóż?!... obaj mężowie mieszkali odtąd z kobietą we trójkę w najlepszej harmonii. Trzeba się tylko umieć urządzić