Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

turą i rozsądkiem, nie mogą myśleć o czemkolwiek, co dotyczy kobiety i mężczyzny, aby zaraz nie wyrzucić błota swej wyobraźni, spaczonej ideją grzechu. Kobieta jest dla nich zawsze szatanem, którego zbliżenie zatruwa wszystko: czułość, przywiązanie, przyjaźń... Przewidywałem to, co się stało, lecz nie zważałem na to, nie chcąc im robić przyjemności okazywaniem, że dbam o ich oszczerstwa. Ja mogę jednak wzruszać ramionami, ale pani, ale Ludwinia, którą te brudy dosięgną nakoniec... No, znowu nas pokonali i mogą się cieszyć, bo ciężkie zmartwienie dodali nam do zgryzot poprzednich.
Mocno wzruszona panna Mazeline odpowiedziała.
— Najciężej mnie... Tracę nietylko przyjemność naszych wieczornych pogadanek, lecz unoszę smutek na myśl, że nie będę mogła być panu użyteczną, że będziesz pan jeszcze bardziej samotnym i nieszczęśliwym. Proszę mi przebaczyć tę próżnostkę, ale byłam tak szczęśliwą, mogąc pomagać panu, czuć się niejako jego pokrzepieniem i podporą! Teraz zawsze będę wyobrażała sobie pana opuszczonym, samotnym, pozbawionym nawet przyjaźni... A, są ludzie doprawdy wstrętni!
Drżąca ręka Marka zdradzała cierpienie.
— Tego właśnie pragną: odosobnić mię i po-