Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/335

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jego nieobecność i milczenie. Ile razy nasyłał listy za listami, zaczynał grozić, otrzymywał drobne sumki, pozwalające mu pociągnąć jeszcze kilka miesięcy życie odepniętego przez wszystkich wyrzutka. Potem nadszedł czas, kiedy nie dostawał odpowiedzi, a listy i pogróżki zostawały bez skutku; dawnych zwierzchników znużyły jego żarłoczne wymagania, lub może myśleli, że po tylu latach przestał być niebezpiecznym. Sam dość był inteligentnym, aby zrozumieć, że wyznania ich dotyczące, nie miałyby wielkiego znaczenia, a pozbawiłyby go raczej ostatniej nadziei wyłudzenia od nich trochę grosza. Powrócił i włóczył się w okolicach Mhillebois, gdyż znał kodeks i wiedział, że jest osłonięty przedawnieniem. I przez długie miesiące żył tu w ukryciu, z franków wydzieranych oskarżycielom Simon’a, strachem okupujących swój okrutny tryumf w Rozan. Był ich zgryzotą, ich karą, ich karą stojącą u drzwi i zapowiadającą przyszłą hańbę. Znowu przecież musiały ich znużyć jego prześladowania, gdyż przepełniony był goryczą. Nie byłby tak obrzucał ich obelgami, gdyby mu pozwolili byli czerpać, za cenę milczenia, w swoich sakiewkach.
Marek zrozumiał to doskonale. Braciszek Gorgiasz ukazywał się, wypływał z podejrzanych ciemności, w które się pogrążył, wtedy tylko gdy w brudnych rozrywkach stracił otrzymaną pomoc.