Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

surowości dogmatów, niosący ogień i miecz wśród niewiernych, aby pomagali Tępicielowi w odzyskaniu ludu za pomocą piorunów. Nic ją zadowolić nie mogło; uważała, że ojciec Crabot, ojciec Teodozy, nawet ponury ksiądz Coquard są zbyt umiarkowani. Oskarżała ich, że wchodzą w układy z przeklętym duchem światowym, że przyczyniają się do zguby Kościoła, przyprawiając Boga wedle gustu epoki. Dyktowała im ich obowiązki, namawiała do prowadzenia wojny otwartej i gwałtownej, a głowa jej, rozpłomieniona samotnością, nienasycona mimo ostrych pokut, gorzała i bredziła. Ojca Crabota najprędzej znużyła ta dziwna penitentka, w późnej starości tak surowa dla siebie, budząca niepokój postawą zrozpaczonej prorokini, a nieprzejednanym katolicyzmem potępiająca długie wysiłki jego zakonu, aby ucywilizować Boga stosów i pogromów. Przychodził coraz rzadziej, nareszcie przestał bywać, uważając zapewne, ze spodziewana część dziedzictwa dla Valmarie, nie warta była narażania się na niebezpieczeństwa obcowania z tą wiecznie miotana przez burze duszą. W kilka miesięcy potem z kolei zniknął ksiądz Coquard, nie przez nizką bojaźń kompromitacyi, lecz że każda jego rozmowa ze staruszką stawała się straszną walką. Będąc, jak ona, despotycznym i szorstkim, starał się zachować przewagę kapłana, rozgniewał się zatem, wi-