Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/289

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dząc zmienione role, gdyż pani Duparque w imię Boga piorunowała i gromiła jego bezczynność, on zaś wyglądał jak zwykły grzesznik, złapany na gorącym uczynku. W ostatnim roku widziano tylko ojca Teodozego, jak się przemykał do niemego, zaryglowanego domku przy Placu Kapucynów.
Ojciec Teodozy nie gardził zapewne fortunką pani Duparque, gdyż ciężkie nastały czasy dla świętego Antoniego Padewskiego. Próżno puszczał w świat nowe prospekty, skarbonki nie napełniały się pieniędzmi jak za szczęśliwych czasów, kiedy powziął genialną myśl zniewolenia biskupa Bergerot, aby poświęcił relikwiarz z kością świętego. Wówczas loterya na cudy gorączkowała tłumy, wszyscy chorzy, leniwi, biedni marzyli, że za franka otrzymają szczęśliwość w niebie. Obecnie, gdy prawda i wiedza rozpowszechniły się nieco za pomocą szkoły, zabrakło klientów, gdyż zrozumiano ohydę nizkiego handlu, prowadzonego przez Kapucynów. Następnie ojciec Teodozy miał drugą szczęśliwą myśl wypuszczenia owych obligacyj hypotecznych i złapał na nie dusze cierpiących, i pokornych, chciwych szczęścia chociażby za grobem, ponieważ ten świat był im okrutny. Znowu więc pieniądze łatwowiernych, drobne oszczędności biedaków napływały dla zdobycia spokoju tam, w święcie nieznanym. Naresz-